niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 18

Zaczynając od kurtki. W pokoju byłam w samej sukience. Włosy miałam do połowy rozpuszczone więc dłuższy czas zajęło mi wyciągniecie spinek i kwiatów. Siedziałam na łóżku ściągając ostatnie spinki i do pokoju wszedł bezkarnie Gabriel.
-Eleno możemy pogadać?
=======================================
-Jak widzisz, sam tu wlazłeś i chcesz pogadać więc nie mam innego wyjścia.-poklepałam miejsce obok siebie.
Wolnym krokiem podszedł do mnie, obserwowałam każdy jego ruch. Materac ugiął się lekko pod jego ciężarem. 
-Słucham- zauważyłam dopiero po chwili,że ubrał bluzę. 
A w dom jest bardzo ciepło. Byłam w samej sukience a czułam się jakby siedziałam w kurtce. Coś on ukrywa. Tylko nie wiem co... 
Zastanawia mnie jedna rzecz, czemu ma kreski na nadgarstku i dlaczego to robi. Nie mogłam zapytać się wprost bo to niegrzeczne. Rudą przecisnę to  mi wszystko wyśpiewa. Muszę to zrobić jak najszybciej w tym domu będę tylko jeszcze tydzień. Jak ostatnio z rodzicami rozmawiałam to zapewniali mnie,że dom jest nie daleko. A który to? Nie wiem.
-Chodzi o to,że... ja bym...no wiesz...-wykrztusił.
-Nie wiem, powiedz-powiedziałam spokojnie.
-Przepraszam cię Eleno.-uśmiechnęłam się delikatnie do niego.
Siedzieliśmy w milczeniu. Nikt nie mógł zacząć rozmowy. Nie wiem jak wam to wytłumaczyć. Z jednej strony się cieszyłam się z przeprosin a z drugiej pewien lęk.
Tylko przed czym? 
Jestem strasznie ciekawska czemu tu przyszedł. Jakby na mnie nie zależało to by tu nie przyszedł i wszystko olał. Ja wale.. mam mieszane uczucia. Czemu? A kto wie.
-Czemu się tniesz?-palnęłam.
Zerknął na swoje ręce. Czułam jak krew odpływa od twarzy. 
-Ja się nie tnę- rzucił mi ostre spojrzenie.
-Ta? To czemu na balu miałeś te kreski...?- skrzyżowałam ręce.
-Posłuchaj mnie Eleno. Nie tnę się. Zachowujesz się jak idiotka, pytając się o takie rzeczy-warknął.
-Wyjdź- warknęłam.
-To jest mój dom, Eleno.
-Ach tak?- wstałam z łóżka. Luknęłam szybko w lustro. Moja twarz przypomina wielkiego pomidora. Zabrałam telefon z biurka i pobiegłam do wyjścia. Nie chciałam mnie w swoim domu? To okey, pójdę sobie. 
Zimny wiatr walnął mnie prosto w twarz. Nie zważając na chłód panujący na dworze ruszyłam przed siebie. Szłam, szłam. Wszędzie widziałam ciemność. Lampka od telefonu dawała mało światła. Sprawdziłam godzinę 00.30. Zajebiście.  Oświeciłam sobie miejsce. Byłam w lesie. Nie wiem jak tu się znalazłam. Nie przeczuwałam strachu tylko wielką złość na Gabriela za nazwanie mnie idiotką. Nikt nie ma prawa tak do mnie mówić. 
Szłam bardzo długo. Telefon zaczynał mi się rozładowywać. Po paru metrach zobaczyłam małą jaskinie. Powinnam ją ominąć i iść dalej ale musiałam się zatrzymać. Gołe stopy bardzo mnie bolały.  Wolnym krokiem weszłam do jaskini (?). Czysto. Zero śladów zwierząt. Stałam na końcu jaskini.  Nogi odmawiały posłuszeństwa. Zjechał w dół plecami po ścianie. Będę miała przetarte plecy. Nie ważne. Spojrzałam na zegarek w telefonie 3.00 
Tak długo szłam...? Niemożliwe.   Ostatnimi siłami odpięłam pierwszą warstwę sukni. Dziękuje bogu za taką szeroką sukienkę!  Odpiętą powłokę na łożyłam sobie na nagie ramiona. Nie było tak wygodnie, jak mogłam sobie wyobrażać ale musiało mi na razie starczyć. Powieki sunęły mi się w dół. Zasnęłam.
                                                  *   *   *  
Nie otwierając oczy, wiedziałam gdzie jestem. Przeprosiny,kłótnia, ucieczka, jaskinia. Te obrazy pojawiały się w mojej głowie.  Otworzyłam jedną powiekę.  Od razu rzuciło mi się dużo kałuża. Skąd ona tu się wzięła?! Wzruszyłam obolałymi ramionami. Otworzyłam drugą powiekę.
-Najlepsza noc w moim życiu-mruknęłam.
Wstałam (powiedzmy). Sukienka wydawała sięwcześniej lżejsza, teraz jest taka ciężka. Ledwo można w niej chodzić. Chyba,że... odczepię pozostałe warstwy. Ale muszę zostawić chociaż jedną. Po paru nieudanych próbach udało mi się ściągnąć pierwszą powłokę, teraz reszta.  Stałam teraz w  dwóch warstwach, które ledwo zasłaniają mi majtki. Odszukałam telefon z tych wszystkich rzeczy co leżą. (Jest ich dużo, uwierzcie mi).
Zostało mi tylko dwie kreski, powinno mi wystarczyć. Dwadzieścia nieodebranych połączeń od Rudej i tego idioty!! 
Jest już druga popołudniu. Cóż powinnam wracać do domu.  Wolnym krokiem ruszyłam w stronę światła, próbując ominąć wielką kałuże z marnym skutkiem. Zwłaszcza ,że telefon mi przeszkadzał. Nie mogłam tak prostu wyrzucić. Nie wiedziałam jaka jest droga powrotna, a jedyna deska ratunku to Katrina. Znalazłam się na zewnątrz, słońce dawało się we znaki. Jeden plus był taki,że sukienka szybko mi się wysuszy. Koło jaskini przebywał maleńki strumień.  Kucnęłam obok niego. Prowadził do małego wejścia do jaskini. Złożyłam ręce i nabrałam wody. Chlusnęłam sobie nią w twarz. Powtórzyłam ten gest parę razy. Później umyłam ręce i  ramiona. Może będę trochę wyglądała jak człowiek.  Posiedziałam chwilę na słońcu. Wysuszona ruszyłam w stronę odgłosów klaksonów i przyjeżdżających  samochodów. Czas zadzwonić pomoc. Wybrałam numer Katriny. Odebrała pod dwóch sygnałach.
-Eleno gdzie ty jesteś?! Nawet nie wiesz jak się martwiłam! Wracaj do domu, tak ci skopie tyłek,że nie usiądziesz przez tydzień. Gabriel wychodzi z siebie...-krzyczała mi do słuchawki.
-Szkoda,że właśnie on chciał abym sobie poszła- po drugiej stronie zapadła cisza, słychać było oddech Katriny-Spałam w jaskini, wychodzę na jezdnie. Przyjedź nie zabieraj ze sobą Gabriela po już nigdy mnie nie zobaczycie.-wyłączyłam telefon.
Coraz głośniej było słyszeć od głoś samochodów. Ukryta w cieniu, czekałam na Katrinę. Po paru minutach zobaczył czarne porsche. Z ledwością wyszłam za cienia. Gałązka na moment mnie zatrzymała. Pociągnęłam lekką sukienkę z marnym skutkiem ani drgnęła. Pociągnęłam drugi raz ale o wiele mocniej, gałązka mnie puściła zostawiając sobie kawałek sukni.
-Zajebiście-mruknęłam.
Porsche jeździło w kółko. Dopóki mnie nie zobaczyła. Natychmiast się zatrzymała koło mnie. Wysiadła na jej twarzy gościło  przerażenie.
-Jeny Elena! Wsiadaj- otworzyła mi drzwi. 
Z lekkim wstydem weszłam. Przeze mnie zmarnowała czas. Miała podkrążone oczy. 
Okrążyła samochód, wsiadła za kierownice bez słowa ruszyła.
-Coś czuje,że nie powiesz mi co się stało-strzał w dziesiątkę ruda.
W milczeniu dojechaliśmy na miejscu. W drzwiach stał Moris i doktor.
-Nie musieliście wzywać lekarza. Bez potrzebnie zmarnowaliście pieniądze.-zatrzymała samochód.
-Eleno wydaliśmy nie potrzebnie? Spójrz na siebie, wyglądasz okropnie. Wszędzie masz małe ranki, nogi do już doszczętnie zniszczone...-westchnęłam-chodźmy.
Otworzyłam sobie drzwiczki. Nagle poczułam się strasznie zmęczona. Wyciągnęłam pierwszą nogę potem  drugą. Musiałam się oprzeć o drzwi samochody. Powieki prosiły się o sen. 
Czułam,że wielki szok jaki przeżyłam mnie omija. Wszystkie bóle,które czekały aby mnie zaatakować właśnie ruszyły. Opadłam na kolona. Ktoś krzyczy moje imię. Czy to mama...? Nie za bardzo męski głos. Leżałam przytulona do ziemi. Wszędzie panował ból. Straciłam przytomność. 




"CZY TO PRAWDA,ŻE ZA CHMURAMI ZAWSZE ŚWIECI SŁOŃCE?"
===================================================================
Mam nadzieje,że rozdział wam się spodobał!
Zostawcie komentarz :D
Może ktoś zgadnie czemu wstawiłam właśnie ten tekst do tego rozdziału ^^ :D


6 komentarzy:

  1. Jak zwykle świetny czekam na next ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bedzie dzis jeszcze jeden ? Proszeeee. Rozdzial meega 💚 myslalam ze Gabriel przeprosi Elen i wyzna jej milosc ;/ prosze zrob rozdzial z perspektywy Gabriela i opisz tam co czuje do Elen, jestem ciekawa ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam na next! <3 *-*

    OdpowiedzUsuń