" Wróciłam do swojego
pokoju. Zrzuciłam szlafrok i zapięłam guziki. Położyłam się na łóżku.
Próbowałam zasnąć ale byłam za bardzo rozbudzona. Czułam na wargach namiętne
pocałunki Gabriela. Jego ręce na pośladkach.
Westchnęłam głośno. Czy to jest właśnie miłość?"
CZTERY DNI PÓŹNIEJ!
Jestem zmęczona tymi
wszystkimi lekcjami. Zadają nam milion zadań. Nauczyciele nie wiedzą, że mamy
też własne obowiązki? Ledwo dostaje piątki. Siedzę w nocy nad książkami. Matko
boska. A do tego randki z Gabrielem. Ten
co mi miesza w głowie. Wystarczy jego dotyk aby nie myślała racjonalnie.
Najgorsze jest w tym wszystkim święta. Już nie długo będą a ja nie mam kasy na prezenty!
Od rodziców przecież nie pożyczę.
Katrina załatwiła mi
pracę w knajpce. Na końcu miasta. Właśnie tam się wybieram. Ubrana w białą
koszulę i szary sweter oraz obdarte dżinsy. Ruszyłam w stronę drzwi. Gdzie
nałożyłam na siebie zimną czarną kurtkę i buty. Autobus miałam za 10 minut.
Więc mogłam iść spokojnie na przystanek. Przyznam się nie chciało mi się
jechać. Ale Katrina zapewniała, że dużo płacą i to jest najważniejsze.
Siedziałam na
przystanku. Sama. Włożyłam słuchawki i zaczęłam słuchać swoją ulubioną
piosenkę. Odruchowo przymknęłam oczy i po cichu nuciłam sobie pod nosem.
"Boję
się!
Choć wiem, że zbudzę się za dnia, lecz
Boję się!
W podziemiach być, gdzie zimny mrok ogarnie mnie
Czy miłość tam silniejsza jest niż ludzka śmierć?
Czy zdoła przezwyciężyć smutku cień,
Że tyle krwi przelano?
Boję się
I smutno mi, i dręczą mnie przeczucia złe,
Bo nawet ksiądz pobłądzić mógł, pomylić się
I chociaż zna modlitwy sens, wie czym jest grzech
Czy wie, jak uratować nas, czy wie,
Jak wyrwać nas rozpaczy?
Mój kochany!
Nie wiemy dokąd nas szaleństwo gna -
Wygnaniem los ukarał cię, a ja poślubiam smutek,
Kochany!
Mój kochany!
Nieszczęście idzie za mną, jak zły cień,
Lecz dobrze wiem, gdy znów ujrzę cię
Światło rozjaśni mrok.
Boję się!
Kto wie, czy dobrze to, czy źle, że
Boję się?
A może lęk przed krokiem złym ostrzegać ma?
Przed błędem mnie ochronić, zmienić plan,
Gdy los chce nam odebrać to, co dał
A w zamian dać samotność...
Mój kochany!
Gdzie nas szaleństwo to prowadzi, gdzie?
Miłością los obdarzył ciebie i mnie
Na zawsze - Kochany!
Mój Romeo!
Choć idzie za mną smutek, jak zły cień,
On zniknie tak, jak noc, ja wiem -
Światło rozjaśni mrok!
Mój Romeo!
Promieniał będzie świt, gdy ja i ty
Zdołamy już pokonać lęk i łzy Miłością -
Kochany!
Mój Romeo!
Ja wiem, że muszę przezwyciężyć strach
Przed nami będzie cały świat -
Gdzie ty, tam pójdę ja.
Kocham cię..."
Ktoś szturchnął mnie w ramie. Otworzyłam oczy.
Obok mnie siedział Deivid. Uśmiechnął się do mnie.
-Czego słuchasz?- spytał.
-Magda Wasylik Boje się.- odpowiedziałam.
-Piękna piosenka. Tak jak ty.- zauważyłam
autobus.
-Wybacz muszę już iść- pobiegłam do drzwi.
Czerwona usiadłam na wolnym miejscu. Ja wale.
W poprzednim mieście, żaden chłopak nie zwracał na mnie uwagi. A Teraz?
Wszędzie słyszę komplementy. Nawet na
w-f gdy jestem spocona i pół- żywa. Elena nie zaprzątaj sobie głowy. To tylko
pół główki myślący tylko przeleceniu naiwnej laski. Masz Gabriela, który zrobi
dla ciebie wszystko.
Wysiadłam z autobusu. Sprawdziłam czy adres
się zgadza i wskazówki rudzielca. Jest na razie. Muszę skręcić na lewo. Tam
będzie pizzeria a po niej mój cel. Tak zrobiłam. Zauważyłam, że uliczka
wyglądała jakby ktoś specjalnie nie zwracał na nowoczesne budownictwo. To mi
się podoba. Schowałam kartkę do tylniej kieszonki spodni. Wzięłam głęboki
oddech i otworzyłam drzwi. Uderzył we mnie zapach rosoły. Automatycznie
zgłodniałam. Ruszyłam w stronę barku. Gdzie plecami stał chłopak, który
wyglądał znajomo.
-Przepraszam, szukam kierownika tej knajpki.
Przyszłam tutaj z powodu pracy.
Chłopak się odwrócił się. Jan. Automatycznie cofnęłam
się o krok. Uśmiechnął się głupawo, jakby nic nie
zauważył. Dupek. Jak on mnie wnerwia.
-Zaraz zawołam szefa- wyszedł.
Rozejrzałam się po knajpce. W sumie miała
zwyczajny wygląd. Ale można było dostrzec coś co nie umiem opisać. Zadzwonił
mój telefon. Odebrałam. Na pewno już wiecie kto dzwonił.
-Hej misiu.-przewróciłam oczami, jeszcze nie
jestem przyzwyczajona do tych określeń taki jak: misiu, skarbie, chłopak,
przyszła teściowa itp.
-Co tam?- włożyłam pasmo włosów za ucho.
-A przypadek ja nie miałem o to spytać?
-No cóż.. pytaj szybko bo zaraz będę miała
rozmowę.
-To ja kończę.- powiedział.
Rozłączył się. Spojrzałam zdziwiona na
telefon. To nie było w jego stylu. Muszę
z nim porozmawiać. A może ma jakąś ważną
sprawę? Eleno nie musisz wszystko wiedzieć. Usłyszałam tupot nóg idący w moją
stronę. Schowałam telefon do małej torebki. Przede mną pojawił się Jan i kierownik o szary włosach i
oczach. Podał mi rękę.
-Mam na imię Jarosław Im- uścisnęłam jego
rękę- Przyszłaś w sprawię pracy?
-Tak. Elena Heronald- uśmiechnęłam się.
Jan patrzył na nas z boku z głupim uśmiechem
na twarzy. Miałam ochotę zedrzeć mu ten głupi banan na twarzy.
-Chodźmy do mojego biura. Janku pacanku
krzesła dostaw dzisiaj będą urodziny.-przytaknął.
Machnął ręka aby za nim poszła…
ubranie Eleny.
Super rozdział mordko :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńnastępny!
OdpowiedzUsuńI to uczucie kiedy nie wiesz co napisać, bezcenne.
OdpowiedzUsuńGenialny!♥
3maj się! : 3
Zatkało mnie... Ten rozdział jest tak genialny że nie umiem go nawet skomentować! <3
OdpowiedzUsuń