piątek, 22 maja 2015

Rozdział 31/ Elena

"  Wróciłam do swojego pokoju. Zrzuciłam szlafrok i zapięłam guziki. Położyłam się na łóżku. Próbowałam zasnąć ale byłam za bardzo rozbudzona. Czułam na wargach namiętne pocałunki Gabriela. Jego ręce na pośladkach.
Westchnęłam głośno. Czy to jest właśnie miłość?"

CZTERY DNI PÓŹNIEJ!


Jestem zmęczona tymi wszystkimi lekcjami. Zadają nam milion zadań. Nauczyciele nie wiedzą, że mamy też własne obowiązki? Ledwo dostaje piątki. Siedzę w nocy nad książkami. Matko boska.  A do tego randki z Gabrielem. Ten co mi miesza w głowie. Wystarczy jego dotyk aby nie myślała racjonalnie. Najgorsze jest w tym wszystkim święta. Już nie długo będą a ja nie mam kasy na prezenty! Od rodziców  przecież nie pożyczę.
Katrina załatwiła mi pracę w knajpce. Na końcu miasta. Właśnie tam się wybieram. Ubrana w białą koszulę i szary sweter oraz obdarte dżinsy. Ruszyłam w stronę drzwi. Gdzie nałożyłam na siebie zimną czarną kurtkę i buty. Autobus miałam za 10 minut. Więc mogłam iść spokojnie na przystanek. Przyznam się nie chciało mi się jechać. Ale Katrina zapewniała, że dużo płacą i to jest najważniejsze.
Siedziałam na przystanku. Sama. Włożyłam słuchawki i zaczęłam słuchać swoją ulubioną piosenkę. Odruchowo przymknęłam oczy i po cichu nuciłam sobie pod nosem.
 "Boję się!
Choć wiem, że zbudzę się za dnia, lecz
Boję się!
W podziemiach być, gdzie zimny mrok ogarnie mnie
Czy miłość tam silniejsza jest niż ludzka śmierć?
Czy zdoła przezwyciężyć smutku cień,
Że tyle krwi przelano?
Boję się
I smutno mi, i dręczą mnie przeczucia złe,
Bo nawet ksiądz pobłądzić mógł, pomylić się
I chociaż zna modlitwy sens, wie czym jest grzech
Czy wie, jak uratować nas, czy wie,
Jak wyrwać nas rozpaczy?
Mój kochany!
Nie wiemy dokąd nas szaleństwo gna -
Wygnaniem los ukarał cię, a ja poślubiam smutek,
Kochany!
Mój kochany!
Nieszczęście idzie za mną, jak zły cień,
Lecz dobrze wiem, gdy znów ujrzę cię
Światło rozjaśni mrok.
Boję się!
Kto wie, czy dobrze to, czy źle, że
Boję się?
A może lęk przed krokiem złym ostrzegać ma?
Przed błędem mnie ochronić, zmienić plan,
Gdy los chce nam odebrać to, co dał
A w zamian dać samotność...
Mój kochany!
Gdzie nas szaleństwo to prowadzi, gdzie?
Miłością los obdarzył ciebie i mnie
Na zawsze - Kochany!
Mój Romeo!
Choć idzie za mną smutek, jak zły cień,
On zniknie tak, jak noc, ja wiem -
Światło rozjaśni mrok!
Mój Romeo!
Promieniał będzie świt, gdy ja i ty
Zdołamy już pokonać lęk i łzy Miłością -
Kochany!
Mój Romeo!
Ja wiem, że muszę przezwyciężyć strach
Przed nami będzie cały świat -
Gdzie ty, tam pójdę ja.
Kocham cię..."

Ktoś szturchnął mnie w ramie. Otworzyłam oczy. Obok mnie siedział Deivid. Uśmiechnął się do mnie.
-Czego słuchasz?- spytał.
-Magda Wasylik Boje się.- odpowiedziałam.
-Piękna piosenka. Tak jak ty.- zauważyłam autobus.
-Wybacz muszę już iść- pobiegłam do drzwi.
Czerwona usiadłam na wolnym miejscu. Ja wale. W poprzednim mieście, żaden chłopak nie zwracał na mnie uwagi. A Teraz? Wszędzie słyszę komplementy.  Nawet na w-f gdy jestem spocona i pół- żywa. Elena nie zaprzątaj sobie głowy. To tylko pół główki myślący tylko przeleceniu naiwnej laski. Masz Gabriela, który zrobi dla ciebie wszystko.
Wysiadłam z autobusu. Sprawdziłam czy adres się zgadza i wskazówki rudzielca. Jest na razie. Muszę skręcić na lewo. Tam będzie pizzeria a po niej mój cel. Tak zrobiłam. Zauważyłam, że uliczka wyglądała jakby ktoś specjalnie nie zwracał na nowoczesne budownictwo. To mi się podoba. Schowałam kartkę do tylniej kieszonki spodni. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Uderzył we mnie zapach rosoły. Automatycznie zgłodniałam. Ruszyłam w stronę barku. Gdzie plecami stał chłopak, który wyglądał znajomo.
-Przepraszam, szukam kierownika tej knajpki. Przyszłam tutaj z powodu pracy.
Chłopak się odwrócił się. Jan. Automatycznie cofnęłam się o krok. Uśmiechnął się głupawo, jakby   nic nie zauważył. Dupek. Jak on mnie wnerwia.
-Zaraz zawołam szefa- wyszedł.
Rozejrzałam się po knajpce. W sumie miała zwyczajny wygląd. Ale można było dostrzec coś co nie umiem opisać. Zadzwonił mój telefon. Odebrałam. Na pewno już wiecie kto dzwonił.
-Hej misiu.-przewróciłam oczami, jeszcze nie jestem przyzwyczajona do tych określeń taki jak: misiu, skarbie, chłopak, przyszła teściowa itp.
-Co tam?- włożyłam pasmo włosów za ucho.
-A przypadek ja nie miałem o to spytać?
-No cóż.. pytaj szybko bo zaraz będę miała rozmowę.
-To ja kończę.- powiedział.
Rozłączył się. Spojrzałam zdziwiona na telefon. To nie było w jego stylu.  Muszę z nim porozmawiać.  A może ma jakąś ważną sprawę? Eleno nie musisz wszystko wiedzieć. Usłyszałam tupot nóg idący w moją stronę. Schowałam telefon do małej torebki. Przede mną  pojawił się Jan i kierownik o szary włosach i oczach. Podał mi rękę.
-Mam na imię Jarosław Im- uścisnęłam jego rękę- Przyszłaś w sprawię pracy?
-Tak. Elena Heronald- uśmiechnęłam się.
Jan patrzył na nas z boku z głupim uśmiechem na twarzy. Miałam ochotę zedrzeć mu ten głupi banan na twarzy.
-Chodźmy do mojego biura. Janku pacanku krzesła dostaw dzisiaj będą urodziny.-przytaknął.
Machnął ręka aby za nim poszła…

 ubranie Eleny.

5 komentarzy:

  1. I to uczucie kiedy nie wiesz co napisać, bezcenne.
    Genialny!♥

    3maj się! : 3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zatkało mnie... Ten rozdział jest tak genialny że nie umiem go nawet skomentować! <3

    OdpowiedzUsuń